Odkąd pamiętam, zawsze odczuwałam to, co nazwę lękiem duchowym. W zasadzie, niemal ciągłe i paraliżujące lęki związane z wiarą i moim życiem jako chrześcijanki. Rozumiem to teraz jako religijne OCD (skrupulatność), ale będę używać terminu „lęk duchowy”, ponieważ wiem, że wielu z was odnajduje się w tym opisie.
W dzieciństwie przybierało
to różne formy. Strach przed demonami, strach przed torturami za wiarę (czytałam
magazyny „Głos Męczenników”) i oczywiście strach przed popełnieniem
niewybaczalnego grzechu, który następnie doprowadził do lat zmagań z
natrętnymi, bluźnierczymi myślami. Potem było obsesyjno-kompulsywne spowiadanie
się z grzechów. To było wyczerpujące i przerażające. W pewnym momencie dotarłam
do przekonania, że mogę być
potępiona, jeśli nie powiem pewnej przyjaciółce o pewnym grzechu, który nie miał z nią nic wspólnego.
Uległam temu przymusowi.
Potem wkroczyłam w etap
życia, w którym byłam pochłonięta odkrywaniem woli Bożej. Pamiętam, że modliłam
się cały dzień o odpowiedź, czy powinnam zagrać w siatkówkę z przyjaciółmi. Tak
bardzo bałam się „rozminąć” się z wolą Bożą i na zawsze zniszczyć swoje
przeznaczenie.
Zawsze szukałam „znaków”,
zawsze pragnęłam, aby ludzie przemawiali do mnie proroczo, zawsze próbowałam
czytać z fusów opatrzności. Jeśli coś z tego jest ci znajome, czytaj dalej.
Podzielę się wersetem,
który może cię wyzwolić. Rzeczy ukryte należą do Pana, Boga naszego, a rzeczy
jawne do nas i do naszych synów na wieki, abyśmy wypełniali wszystkie słowa
tego prawa. - Księga Powtórzonego Prawa 29:29 Widzisz to?
Tak wiele mojego duchowego
niepokoju wiązało się z próbą rozeznania „rzeczy ukrytych”. Ale one należą do
Boga, nie do mnie. Do mnie należy to, co On objawił – jak postępować w sposób,
który Mu się podoba. Ironią jest to, że kiedy byłam najbardziej sparaliżowana w
kwestii „odnalezienia” woli Bożej, tkwiłam głęboko w grzechu obżarstwa i
niewiele robiłam, by z nim walczyć.
Ignorowałam to, co Bóg
objawił dla mojej chrześcijańskiej drogi i obsesyjnie myślałam o rzeczach,
które do mnie nie należały. Wciąż zmagam się z obsesyjno-kompulsywnymi
tendencjami religijnymi. Naprawdę boję się kłamać w jakikolwiek sposób, więc
czasami potrzebuję trochę czasu, żeby się porozumieć i znaleźć odpowiednie
słowa lub dodać określenia.
Czuję się winna, gdy nie
wyrażam się precyzyjnie. Wciąż mam natrętne myśli, nadal odczuwam paraliżujący
lęk (lęki zmieniają się w zależności od etapu życia). Różnica polega na tym, że
teraz wiem, z czym mam do czynienia, a co ważniejsze, Bóg wie, z czym mam do
czynienia.
Bóg jest łaskawy i
miłosierny nie tylko dla zdrowych, normalnie funkcjonujących mózgów. Jest
łaskawy i miłosierny również dla mózgów z problemami. Kiedy miałam 14 lat,
patrzyłam, jak mój tata popada w głęboką depresję, która doprowadziła do
nieudanej (chwała Bogu) próby odebrania sobie życia, a mając 21 lat, patrzyłam,
jak mój tata popada w psychozę, z której Pan go ponownie uwolnił. Mój tata jest
najpobożniejszym człowiekiem, jakiego znam.
W Chrystusie jest więcej miłosierdzia
niż grzechu w nas. - Richard Sibbes
Wiem więc z pierwszej
ręki, że słabość umysłu niekoniecznie oznacza moralną słabość charakteru. Nie
sądzę też, żeby te zmagania były zazwyczaj tylko jednym, odizolowanym
problemem. Może to być wypadkowa wielu czynników. Walka duchowa, dieta, trauma
i wiele innych.
Chodzi mi o to, że czasami
rzeczywistość chodzenia z Bogiem jest dość bolesna. Chodzi o chodzenie do
kościoła, nawet gdy odczuwasz niepokój podczas kazań. Chodzi o zaufanie, że
Jego przebaczenie wystarczy, nawet gdy mózg podpowiada ci co innego. Moje
zbawienie nie polega na mojej zdolności do walki z natrętnymi myślami, na tym,
ile grzechów mogę wyznać innym, ani na mojej zdolności do ciągłego mówienia
prawdy. Opiera się na Chrystusie i Jego skończonym dziele. Tetelestai. Nawet
nie zaczęliśmy dotykać powierzchni miłosierdzia Chrystusa.
Anneliese