Wiele lat temu, kiedy
przeszedłem przez rozwód, nie stałem się lepszym chrześcijaninem (cokolwiek to
znaczy), lepszym człowiekiem ani silniejszą osobą. Ale w pełni zrozumiałem, że
sam w sobie jestem niczym. Nie mam nic do zaoferowania Bogu. Nie mam nic, do
czego mógłbym się odwołać, poza moimi winami i porażkami. Nie mam siły,
prawości ani moralnego pochodzenia, by zasłużyć na niebo.
Podczas rozwodu, Bóg przybliżył mnie do krzyża. Nie chciałem tego, wręcz nienawidziłem. Ale Bóg położył go na moich ramionach. Pierścień gwoździ. Zasłonę ciemności. Pocałunek śmierci. Kiedy zostajemy pozbawieni wszelkiego dobra, za jakie się uważamy i jakie posiadamy, stajemy twarzą w twarz z wewnętrznym złem. Walczymy, zmagamy się, dyszymy, umieramy i stajemy się niczym.