środa, listopada 15, 2023

Adam. Część VI. Środa - 15.11.2023

Jako chrześcijanie różnimy się od ludzi niewierzących. A przynajmniej powinniśmy. Uwielbiam określenie sformułowane przez ojca Joela Beeke, który stwierdził kiedyś, że jedną z podstawowych różnic pomiędzy chrześcijaninem a niechrześcijaninem, jest to, że ten pierwszy ma dokąd uciekać. Tak, mamy Ojca, który jest naszym Schronieniem w każdym czasie. Opiekunem, Towarzyszem naszej wędrówki i Stróżem naszych dusz. To pocieszenie w tym chorym świecie.

Jednocześnie wszyscy żyjemy w ciele. Doświadczamy wielu problemów, które nękają również ludzi nie znających PANA. W ostatnim czasie zobaczyłem, że częstym problemem wśród nas jest kwestia jedzenia, a dokładniej tzw. „zajadanie emocji”.

Czasami pod wpływem stresu w naszym życiu potrafimy utracić kontrolę nad ilością i jakością spożywanego pokarmu. Co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji? W kolejnym materiale chciałbym pochylić się trochę głębiej nad tym zagadnieniem, ale dzisiaj chciałbym pokazać wam przede wszystkim jedną podstawową prawdę: poszukaj łagodnych sposobów, które pozwolą ci rozwiązać prawdziwe źródło problemu. Emocje, których doświadczamy wszyscy powinny być traktowane jako latarnia morska, musimy uwzględniać je w naszym kursie, ale głupotą byłoby kierować się prosto na nie (tj. skupić i skoncentrować się tylko na nich). Emocje pomagają nam we właściwym (konstruktywnym) reagowaniu. Wskazują, że dzieje się coś ważnego, czym powinniśmy się zająć.

Niepewność, samotność, gniew, a często i nuda są czynnikami (wyzwalaczami), które mogą obudzić w nas zachowania (reakcje), których nie chcemy. I tutaj bardzo ważna rzecz: jedzenie (ani jakiekolwiek inne zachowanie kompulsywne typu: Netflix, PlayStation, siłownia lub bieganie - wstaw tutaj cokolwiek chcesz.) nie usunie naszych problemów. Może przynieść krótkotrwałe pocieszenie (aktywuje układ nagrody w naszym mózgu, który da nam satysfakcję/radość na krótką chwilę, bo nie skupia się na tym, co jest dla nas ważne w perspektywie długoterminowej), odwrócić naszą uwagę od cierpienia lub nas otępić (np. przez alkohol – taka dygresja: nie jestem przeciwnikiem alkoholu, ale wiedz drogi czytelniku, że każda ilość alkoholu jest dla ciebie szkodliwa i każdy rodzaj alkoholu jest po prostu trucizną - alkohol jest neurotoksyną).

Od trudnych emocji w swoim życiu nie uciekniesz. Uwierz mi, próbowałem.

Jednym z ważnych elementów naszej dojrzałości duchowej jest zrozumienie, że nasze myślenie ma być kształtowane przez Słowo Boże, a nie przez nasze emocje. To co czuję teraz, w tym momencie, za 10 minut może w ogóle okazać się totalną i nieprawdziwą bzdurą. Czasami wystarczy chwila zatrzymania się i refleksji nad tym co Bóg objawił nam w Biblii, abyśmy mogli z powrotem zacząć myśleć we właściwy sposób.

A i w kontekście emocji jedna ważna uwaga: powyżej pewnego poziomu emocji nic nie dochodzi do naszego umysłu. Kiedy twoje dziecko jest zdenerwowane, zezłoszczone, wystraszone itd., to nie staraj się go przekonywać, uzasadniać, tłumaczyć itd. Uspokój go. Wycisz. Przytul. Nakarm. Pogłaszcz, a następnie staraj się mu pokazać inną, często właściwą perspektywę.

To również działa w innych relacjach, w tym małżeństwie. Ludzie, którzy funkcjonują w emocjach wysokich nie są w stanie się słyszeć. Zatrzymaj się. Wycisz. Idź na spacer. Oddaj się chociaż krótkiej modlitwie, a następnie wróć i rozmawiaj.

W sobotę jadę do Torunia. Będziesz? Napisz do mnie, chętnie cię poznam. Napijemy się kawy, porozmawiamy, będzie to dla mnie ubogacające.

No i na koniec, List do przyszłej Żony … eee tworzy się. Właściwie jest już gotowy, a nawet jakby się nad tym zastanowić to czeka od tygodni - wymagał tylko uporządkowania. To tak jakbym musiał wreszcie zająć się bałaganem na półkach z książkami albo odważyć się wejść na strych i przywrócić ład panującemu tam chaosowi, z którym nie miałem ochoty się konfrontować. 

Mój wewnętrzny imperatyw sprawia, że nie potrafię dłużej abnegować konieczności sformułowania myśli będących treścią moich rozważań przez ostatnie miesiące. Tekst będzie chyba klaryfikacją moich emocji i każdego rodzaju afektu i pomoże mi w sposób adaptacyjny (ufam, że będzie również zbudowaniem dla ciebie drogi czytelniku) wyrazić wszystko to co czuję i myślę, że jest na chwałę Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. 

Thomas Watson, niesamowity Purytanin, pisał kiedyś, że ludzie adoptują dzieci ponieważ najczęściej nie mają własnych i pragną jakieś mieć. Jednak Bóg Ojciec miał Syna – Pana Jezusa Chrystusa, z którym trwał w wiecznej społeczności opartej na miłości. Chrystus jest Jedynym i Prawdziwym Synem Bożym. Bóg w Trójcy był całkowicie usatysfakcjonowany.

To my potrzebowaliśmy Ojca, ale On nie potrzebował więcej synów i córek. Nie musiał nas adoptować. Nie musiał nas przyjmować do swojej rodziny. Byliśmy brudni i zdeformowani przez grzech (wyrzuć z własnej głowy myśli, że Chrystus z powodu twojej wartości poszedł na krzyż!). Kto normalny przyjąłby do swojej rodziny bandytę, przestępcę, człowieka niegodziwego zdolnego w swoim potencjale do każdego możliwego grzechu – tak, to jest opis ciebie i mnie. Byliśmy trędowaci. Bóg nas oczyścił. Ukochał. Wybrał. Bo tak chciał. To jest cud łaski.


Tragedią dzisiejszych czasów jest to, że Kościół dąży do szczęścia, a nie do świętości. Leonard Ravenhill