czwartek, października 12, 2023

Jesień. Witaj – tęskniłem…

Spojrzeliśmy na siebie, szukając słów, które nie istniały. Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że mój ojciec starzeje się, a jego oczy, te zawsze przymglone i zagubione oczy, nieustannie patrzą wstecz. Wstał, rozsunął zasłony, by wpuścić chłodne światło świtu.

‒ No, dość tego. Pospiesz się, Danielu, ubieraj się. Chcę ci coś pokazać ‒ powiedział.

‒ Teraz? O piątej rano?

‒ Istnieją takie miejsca, które trzeba i można oglądać jedynie w ciemnościach.

To Zafon i „Cień wiatru”. Okazjonalnie wracam na Cmentarz Zapomnianych Książek. A czas jesieni to chyba najlepszy moment, aby pooglądać miejsca, które w innym czasie są trudno dostępne.

To trudny czas dla mnie. Nowe próby, nowe wątpliwości, nowe zmagania, pytania bez odpowiedzi i droga, której końca nie znam.

W ostatnich tygodniach podstawową lekcją, jakiej nauczył mnie Ojciec, to świadomość, że moje poczucie kontroli nad sprawami w swoim życiu było zawsze iluzoryczne. Nigdy go nie posiadałem, a w ostatnich dniach zostałem go pozbawiony jeszcze mocniej. Część decyzji, które są game changerem w mojej sytuacji jest dziś przedmiotem rozważań innych ludzi, a moim zaufaniem jest przekonanie, że to PAN kieruje sercami ludzkimi. Że oni wszyscy mogą planować, rozważać, ale to jednak wola PANA będzie się działa, a On wszystko czyni ku swojej chwale i mojego dobra. Czy to oznacza, że się nie boję i jestem spokojny? Chciałbym żeby taka była postawa mojego serca, ale zbyt często muszę wołać: "Panie, pomóż mojej niewierze!" (Mk 9:24)

Jesień to zawsze czas gdy z większym realizmem patrzę na siebie. Widzę swoje ograniczenia i braki. Widzę jak moje zasoby z roku na rok się kurczą, dawna siła i pewność odchodzi w niepamięć, a ja coraz częściej jestem człowiekiem opierającym się niczym patriarcha Jakub o laskę swoich słabości … Kiedyś byłem bardzo naiwnym głupcem. Pysznym, pewnym siebie ufającym, że we własnym zakresie mogę osiągnąć wielkie rzeczy.

Ostatnie lata nauczyły mnie pokory i zrozumienia, że z łaski jestem tym czym jestem. Ostatnie lata uczą mnie akceptacji tego, kim jestem. Widzę wyraźnie swoje ograniczenia intelektualne. Stosunkowo niewielkie możliwości do głębokiej analizy tekstu, refleksji nad Słowem czy też ujmowania wszystkiego w bardziej syntetycznej formie. Nie potrafię wytworzyć produktów w „służbie” dorównujących jakości pracy innych braci z naszego kraju.

W kontekście budowania relacji widzę wyraźnie jak bardzo jestem uszkodzonym naczyniem wymagającym uzdrowienia, bo bez tego nie potrafię pójść dalej, zaufać, obnażyć się w sposób, jakiego pragnie moja dusza. Po tym dniu widzę wyraźnie, że odgruzowywanie w żadnym zakresie się nie zakończyło, a próby zlepienia tego w jedną całość na dziś wydają mi się niemożliwe. "Pomóż mi Ojcze".

Zbliżyłeś się do mnie w dniu, kiedy cię wzywałem, i powiedziałeś: Nie bój się. Księga Lamentacji 3:57

Ale też uczę się tego, że Bóg oceni mnie na podstawie tego co mi powierzył. Stąd kluczem do właściwej oceny siebie samego jest kwestia szafarstwa (troszczenia się o to, co zostało mi powierzone) w moim życiu, a nie ciągłe spoglądanie na życie innych.

Słabość w sferze mentalnej i towarzysząca mi melancholia bardzo często były powodem frustracji, smutku i pewnie grzesznego użalania się nad sobą. Czułem się zniechęcony. Dzisiaj staram się tę słabość przekuć w coś, co Ojciec w swojej dobroci może wykorzystać na swoją chwałę.

Czy jest to możliwe, aby słabość była sekretem siły?

Czy to możliwe, aby być zadowolonym (szczęśliwym) z powodu słabości, które PAN przypisał do naszego życia?

Wiem, że wystarczy mi Boża łaska i że Jego moc doskonali się w mojej słabości (2 Kor 12:9). Wiem, też że nasz Ojciec w Niebie jest Bogiem wszelkiej pociechy. Stąd chcę być wdzięczny, pokorny, cierpliwy, radosny. Dzięki swojej słabości doświadczam tego, że łaska Boża jest wystarczająca. Dzięki swojej niepewności dzisiaj doświadczam tego, że „Chrystus sam wystarczy mi”. Uczę się doceniać mrok smutku, bo to właśnie wtedy jaśniej świeci oblicze Chrystusa.

„Istnieją takie miejsca, które trzeba i można oglądać jedynie w ciemnościach”. Wierzę, że jest też taka droga w ciemności, którą trzeba przejść. I chociaż wydaje się tak strasznie trudna, to jednak wiem, że mój Zbawiciel powiedział: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość życia” (J 8:12).


Prawie zawsze obraz prezentowany w mediach społecznościowych jest pozytywny. Częściej wygląda to tak: „Pozwólcie, że opowiem wam, jak świetnie sprawy się układają. Popatrzcie, jaki jestem wspaniały”. Rzadko ktoś pisze prawdę: „Boję się. Jest mi trudno. Nie wiem”. Ryan Holiday