czwartek, października 26, 2023

#4 - List do Przyjaciela w depresji. Żyjemy tak jak śnimy, samotnie?

Drogi Przyjacielu,

Jeśli dobrze sobie przypominam, a popraw mnie proszę jeśli moja pamięć, dość krucha i fragmentaryczna mnie zawodzi, ostatnim razem rozmawialiśmy o Twoim pobycie w Zamku Olbrzyma Rozpacz?

Czy odnalazłeś klucz „Obietnicy”? Wiem, że analogia do opowieści Bunyana nie jest może tak bardzo adekwatna do Twojej sytuacji, ale zauważ proszę, że jest w niej tak wiele wspólnych elementów!

No tak, powiesz, że Chrześcijanin był gotów nawet odebrać sobie życie w akcie desperacji i to dopiero Ufny pomógł mu zostać przy zdrowych zmysłach. Tak wiem, wiele dzieci naszego Ojca nie ma przy sobie Ufnego. Tak wiem, że  … Ty również go nie masz (a przynajmniej tak czujesz!).

Rozmawialiśmy już o tym, że są takie rodzaje prawdy, które poznaje się tylko w samotności, pamiętasz? Że jest taka droga, którą podobnie jak nasi ojcowie w wierze, a przede wszystkim sam Chrystus PAN, musimy przebyć samotnie.

I tak prawdą jest, że wiele rzeczy musimy odkryć samemu, a także przejść przez to … samotnie.

W czasie rozmowy mówiłeś o „wewnętrznym krytyku”. Wiem, że w dalszym ciągu nie nauczyłeś się jeszcze „self compassion” – współczucia dla samego siebie, które jak starałem się Tobie pokazać, jest efektem działania Ducha Świętego w naszym życiu. Jego dzieła poprzez które Ojciec rozlewa swoją miłość w sercach swoich dzieci.

Wiem, że często słuchasz nie tego głosu, który powinieneś. Głosu, który kłamie mówiąc, że „jesteś niewystarczający” lub, że wszystkie Twoje wyobrażenia dotyczące przyszłości stanowią tylko imaginarium, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Twoja osobowość anankastyczna z pewnością nie ułatwia Ci życia. Ciągła ostrożność we wszystkim (Bracie, da się tak żyć?!), przesadne poczucie odpowiedzialności (naprawdę myślisz, że wszystko jest w Twoich rękach?), stała obawa związana z popełnianiem błędów (całe życie będziesz popełniać błędy!), ciągłe poczucie winy (skąd ono pochodzi, od Ojca, który miłuje Cię tak bardzo, że własnego Syna oddał za Twoje życie?), ciągła potrzeba organizacji życia (nie lepiej jest jednak zaufać, odpuścić?), stałe analizowanie przyszłości i przeszłości (co to daje poza pochłanianiem zasobów, których potrzebujesz na dziś?) tę diagnozę można by ciągnąć dalej, prawda?

Wiem też, że blisko Ciebie są osoby, które potrzebują dzisiaj doświadczyć tego co to znaczy „nieść czyjeś ciężary”. Może warto w sposób świadomy i celowy skanalizować swoją uwagę, czas, myśli, emocje właśnie na nich? Koncepcja „rannego uzdrowiciela” zawsze nieźle Ci wychodziła, czyż nie? Czasami naprawdę warto odwrócić się od siebie i wziąć część bólu innych. Wydaje Ci się, że nie masz siły na to, ale prawdą jest też to, że doświadczyłeś tego w jaki sposób zajmowanie się troskami innych prowadzi do Twojego własnego uzdrowienia.

W czasie rozmowy mówiłeś też o produktywności, o ostatniej prokrastynacji wszystkiego, i wiesz co sobie myślę? Chrzanić produktywność. Naprawdę, serio. Myślisz, że wszystko się zawali? Że to, że czegoś nie dowieziesz dzisiaj naprawdę będzie czynnikiem, który zaburzy wszystko? Wrócimy do tego, okej?

A teraz pozwól, że posiedzimy razem w tym bałaganie i spróbujemy pozbierać wszystko. Kawałek po kawałku. Ostatnio w kontekście pracy zawodowej odkryłem, że słowo „terapia” nie posiada odpowiadającego mu czasownika w naszym języku. Grecki rzeczownik, od którego pochodzi słowo „terapia” oznacza „sługę” i zawiera w sobie element „czekania”. Może coś w tym jest … obserwowanie, asystowanie, towarzyszenie tak po prostu, bez konieczności „leczenia” czegokolwiek? Bo to nie jest nasze zadanie. Jest tylko jeden Lekarz, który przyszedł, aby uzdrowić tych, którzy są chorzy.

Nie znam wszystkich odpowiedzi. Nie muszę ich znać. Ostrzegam Cię również, że Virginia Woolf również ich nie znała i nie jest czymś dobrym szukanie dziś u niej pomocy. Zwróćmy się razem do Chrystusa. Czy On kiedykolwiek nas zawiódł? Jego Imię to Cudowny Doradca, czyż nie?

Twój w Chrystusie,

a.