wtorek, września 13, 2022

Potężne świadectwo niezłomnej wiary

Władza zabrała Dmitrija tysiące kilometrów od jego rodziny i zamknęła go w więzieniu. Jego cela była tak malutka, że gdy wstawał z łóżka wystarczył tylko jeden krok, by znaleźć się przy jej drzwiach, jeden krok by stanąć przed brudną i popękaną umywalką zamontowaną na przeciwległej ścianie i jeden, by skorzystać ze śmierdzącej, otwartej toalety w „przeciwległym” rogu celi. Jeszcze gorsze, według Dmitrija, było to, że wśród tysiąca pięciuset zatwardziałych kryminalistów był jedynym wierzącym.

Izolacja od Ciała Chrystusa była dla niego trudniejsza niż fizyczne tortury – których mu nie żałowano. Mimo to jego dręczyciele nie mogli go złamać. Dmitrij podawał dwa powody swojej siły w obliczu tortur. Od swojego ojca nauczył się dwóch duchowych nawyków, które zabrał ze sobą do więzienia. Bez nich, według jego słów, nie zachowałby wiary.

Przez siedemnaście lat w więzieniu, każdego ranka, gdy zaczynał się dzień, stawał na baczność przy łóżku. Jak było u niego w zwyczaju, zwracał się twarzą ku wschodowi, wznosił ręce w uwielbieniu Boga a potem śpiewał pieśń dla Jezusa. Reakcja innych więźniów była możliwa do przewidzenia. Odpowiadały mu śmiech, przekleństwa, drwiny. Więźniowie z gniewem uderzali metalowymi kubkami o żelazne kraty, by go zagłuszyć. Rzucali w niego jedzeniem, a czasem ludzkimi odchodami, chcąc go uciszyć i zgasić prawdziwe światło świecące w tym mrocznym miejscu każdego poranka o świcie.

Dmitrij opowiedział mi też o swoim drugim zwyczaju. Gdy tylko znajdował w więzieniu jakiś kawałek papieru, zabierał go do swojej celi. Tu wyjmował ogryzek ołówka lub maleńki kawałek węgla drzewnego, który udało mu się gdzieś zdobyć, i na tym skrawku papieru, najdrobniejszymi literami, jak tylko było to możliwe, zapisywał wersety biblijne, historie biblijne i pieśni, które pamiętał. Gdy zapełnił całą powierzchnię, robił krok w stronę rogu swojej celi, gdzie znajdował się betonowy słup, po którym nieustannie ciekła woda – z wyjątkiem zimy, gdy zmieniała się ona w warstwę lodu wewnątrz jego celi. Dmitrij brał kawałek papieru, sięgał najwyżej jak mógł i przylepiał go do wilgotnego słupa jako ofiarę uwielbienia dla Boga.

Oczywiście, gdy tylko któryś ze strażników więziennych zauważał kawałek papieru, wchodził do celu, zdejmował go, czytał, a potem bił okrutnie Dmitrija, grożąc mu śmiercią. Mimo to Dmitrij nie zaprzestał tych dwóch zwyczajów. Każdego dnia wstawał o świcie, by śpiewać swoją pieśń. I za każdym razem, gdy znalazł kawałek papieru, wypełniał go wersetami Pisma i uwielbieniem dla Boga.

Tak działo się rok po roku. Strażnicy próbowali zmusić go, by przestał. Władza czyniła niewypowiedzianie złe rzeczy jego rodzinie. W pewnym momencie powiedzieli mu nawet, że jego żona została zabita, a dzieci zabrane przez państwo.

Drwili z niego okrutnie:

- Zrujnowaliśmy twój dom. Nie ma już twojej rodziny!

Dmitrij w końcu załamał się. Powiedział Bogu, że już dłużej nie wytrzyma. Powiedział strażnikom:

- Wygraliście. Podpiszę każde wyznanie, jakie tylko chcecie. Muszę wydostać się stąd, by odnaleźć moje dzieci.

Oni odpowiedzieli:

- Przygotujemy twoje oświadczenie dzisiaj wieczorem, a jutro je podpiszesz. Potem będziesz wolny i będziesz mógł wyjść.

Po wszystkich tych latach jedyną rzeczą, jaką musiał zrobić, było podpisanie się na dokumencie stwierdzającym, że nie wierzy w Jezusa i że był płatnym agentem rządów zachodnich, próbującym zniszczyć ZSRR. Gdy tylko to podpisze, będzie wolny.

Dmitrij powtórzył swoje postanowienie:

- Przynieście to jutro. Podpiszę.

Tej nocy siedział na łóżku w swojej celi. Był w głębokiej rozpaczy i smutku z powodu tego, że się załamał. W tym samym czasie, w odległości tysięcy kilometrów, jego rodzina – żona, dzieci wychowujące się bez niego i brat – miała przeświadczenie od Ducha Świętego, że Dmitrij znajduje się w wielkiej rozpaczy. Zebrali się dookoła miejsca, na którym teraz ja siedziałem, słuchając jego opowieści. Uklękli w kręgu i zaczęli się modlić za niego głośno. W cudowny sposób Duch Święty Żywego Boga pozwolił Dmitrijowi usłyszeć głosy modlitwy swoich bliskich.

Następnego ranka, gdy strażnicy weszli do jego celi z dokumentami, on stał prosto. Głowę miał podniesioną do góry, na twarzy i w oczach siłę. Patrząc na nich powiedział:

- Niczego nie podpisze!

Strażnicy nie mogli uwierzyć. Byli przekonani, że złamali go i zniszczyli.

- Co się stało? – chcieli wiedzieć.

Dmitrij uśmiechnął się o powiedział do nich:

- W nocy Bóg pozwolił mi usłyszeć głosy mojej żony, dzieci i brata, którzy modlili się za mnie. Okłamaliście mnie! Teraz wiem, że moja zona żyje i jest zdrowa. Wiem, że moi synowie są z nią. I wiem też, że wszyscy dalej trwają przy Chrystusie. Dlatego niczego nie podpiszę!

Prześladowcy dalej próbowali go zniechęcić i uciszyć. Dmitrij pozostawał wierny. Któregoś dnia wzruszył go do głębi szczególny dar od Boga. Na więziennym podwórzu znalazł całą kartkę papieru. „I Bóg – mówił Dmitrij – położył obok niej ołówek!”.

Dmitrij opowiadał dalej: „Popędziłem do mojej celi i pisałem na niej każdy tekst biblijny, każdy werset, każdą historię i każdą pieśń jakie tylko pamiętałem. Wiedziałem, że jest to prawdopodobnie bardzo niemądre, ale nie mogłem przestać. Zapełniłem obie strony kartki tyloma słowami z Biblii, ile tylko się zmieściło. Potem przyczepiłem ją wysoko na mokrym betonowym słupie. Stanąłem i patrzyłem na nią. Czułem, że jest to najwspanialsza ofiara, jaką mogę dać Jezusowi z mojej więziennej celi. Oczywiście, strażnik zobaczył ją. Zostałem pobity i ukarany. Zagrozili mi egzekucją.

Strażnicy wywlekli Dmitrija z celi. Gdy ciągnęli go korytarzem w centrum więzienia, stało się coś niezwykłego. Zanim dotarli do drzwi prowadzących na podwórze – zanim wyszli na miejsce egzekucji – tysiąc pięciuset zatwardziałych kryminalistów stanęło na baczność przy swoich łóżkach. Skierowani twarzą ku wschodowi zaczęli śpiewać. Dmitrij mówił mi, że dla niego brzmiało to jak najwspanialszy chór w całej historii ludzkości. Tysiąc pięciuset zatwardziałych kryminalistów wznosiło ręce i śpiewało pieśń, którą przez tyle lat, każdego ranka słyszeli śpiewaną dla Jezusa przez Dmitrija.

Strażnicy natychmiast puścili Dmitrija i odstąpili od niego w przerażeniu.

Jeden z nich spytał:

- Kim ty jesteś?

Dmitrij wyprostował się z wielką dumą i odpowiedział.

- Jestem Synem Boża Żywego, którego imię to Jezus!

Strażnicy zabrali go z powrotem do celi. Jakiś czas później Dmitrij został zwolniony i wrócił do rodziny. Teraz wiele lat później słuchałem jak opowiadał o swoim niewypowiedzianym cierpieniu i niewzruszonej wierności Boga. Myślałem o tych dniach w Somali, gdy zastanawiałem się nad stworzeniem materiałów, które pomagałyby prześladowanym wierzącym, takim jak Dmitrij. Jak niedorzeczna teraz wydawała się ta idea! Czego mógłbym nauczyć tego człowieka o naśladowaniu Jezusa? Absolutnie niczego!

Byłem do głębi wzruszony tym, co właśnie usłyszałem. Ukryłem twarz w dłoniach. Zawołałem z głębi serca: „O Boże, co mam zrobić z takim świadectwem? Zawsze wiedziałem o Twojej mocy, ale nigdy nie widziałem jej działania w taki sposób!”.

Pogrążony we własnych myślach dopiero po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że Dmitrij mówi dalej.

- Przepraszam – powiedziałem – Nie słuchałem.

Dmitrij rozwiał moją troskę drobnym skinieniem głowy i uśmiechem.

- W porządku – odpowiedział – Nie mówiłem do ciebie. Potem wyjaśnił:

- Przed waszym przyjazdem dzisiaj rano Bóg i ja rozmawialiśmy o czymś. Wasz przyjazd przerwał to. Więc teraz, gdy zobaczyłem, że jesteś pochłonięty własnymi myślami, Bóg i ja wróciliśmy do tamtej rozmowy.

W tym momencie zrozumiałem, o co muszę poprosić.

- Bracie Dimitri, czy możesz coś dla mnie zrobić? – spytałem.

Bałem się kontynuować, ale w jego oczach wyczytałem zgodę.

- Czy możesz zaśpiewać dla mnie tę pieśń?

Dmitrij odsunął się od stołu. Przez kilka sekund patrzył mi w oczy. Te sekundy trwały długo, jak cała wieczność. Powoli zwrócił się ku wschodowi. Usztywnił plecy, stając na baczność. Wzniósł ręce i zaczął śpiewać.

Nie znam rosyjskiego, więc nie rozumiałem żadnego słowa z jego pieśni. Ale nie musiałem. Słowa prawdopodobnie nie miały znaczenia. Gdy Dmitrij wzniósł ręce i głos w uwielbieniu i śpiewał tę pieśń, którą śpiewał każdego ranka w więzieniu przez siedemnaście lat, po jego i mojej twarzy popłynęły łzy. Dopiero wtedy zacząłem pojmować znaczenie uwielbienia Boga i ważność pieśni.

Przyjechałem do Rosji, poszukując odpowiedzi – zastanawiając się nad tym, czy wiara może przetrwać, a nawet wzrastać w najbardziej wrogich miejscach na świecie. Dmitrij stał się jednym z moich pierwszych przewodników na tej drodze. Zacząłem wyczuwać, że nie chodzi tutaj o przygotowywanie materiałów uczących życia z Jezusem, ale o chodzenie z Jezusem w trudnych miejscach. Czułem, że pociąga mnie to życie, które miał Dmitrij: poznanie Jezusa, kochanie Jezusa, naśladowanie Jezusa, życie z Jezusem.

Nik Ripken