poniedziałek, czerwca 24, 2024

Próba zaufania obietnicy (1J 2:3-20; 4M 10:11-36)

 „Lecz on mu odpowiedział: Nie pójdę, ale wrócę do mojej ziemi i do moich krewnych.” "Drugiego roku, w drugim miesiącu, dwudziestego dnia tegoż miesiąca, wzniósł się obłok znad Przybytku Świadectwa".

I nadszedł ten dzień, kiedy według wskazania danego Izraelowi obłok wzniósł się znad Przybytku. I Izrael wyruszył w drogę ku ziemi obiecanej Abrahamowi i jego potomkom. Według porządku, który wskazał im Bóg poprzez Mojżesza złożyli przybytek i wyruszyli plemionami tak, jak zostało im powiedziane. Wyruszali mając przed sobą obraz niedalekiej przyszłości w ziemi, w której będą mogli odpocząć bezpiecznie od trudów. Nie mieli świadomości, że otrzymanie obietnicy wiąże się z pokonaniem drogi do niej w wierze w Tego, który ją złożył. Nie wystarczy bardzo chcieć tego, co zdaje nam się być przyjemne. Ani też podjęcie fizycznego wysiłku by osiągnąć zamierzony cel. Obietnice wykraczające poza doczesne życie człowieka, wymagają mocy, która nie pochodzi od człowieka, ale swoje źródło i bezustanne podtrzymywanie otrzymuje od Boga.

Jednak dzisiaj naszą uwagę kierujemy ku niewielkiej części wielkiego tłumu, który zebrał się do drogi. Dokładnie ku jednej osobie, która przebywała od pewnego czasu pośród Izraela, ale teraz, gdy ruszali w swoją drogę, chciała wrócić do tego, co było bliskie jej ludzkiemu sercu.

Jak czytamy: „I rzekł Mojżesz do Chobaba, syna Midianity Reguela, teścia Mojżeszowego: Wyruszamy do miejsca, o którym Pan powiedział: Dam je wam. Pójdź z nami, a dobrze ci będzie u nas, gdyż Pan obiecał, że dobrze się będzie powodzić Izraelowi. Lecz on mu odpowiedział: Nie pójdę, ale wrócę do mojej ziemi i do moich krewnych."

Chobab syn teścia Mojżesza, pozostał przy Izraelu na czas, gdy obozowali pod górą Syjon. Mógł słyszeć i oglądać te wielkie rzeczy, które czynił Bóg, poznać Jego Słowo i Jego Prawo. Teraz jednak, gdy nadszedł dla Izraela czas wędrówki, chciał wrócić do tego, w czym wyrastał. Do miejsc i osób, które były mu bliskie od urodzenia. Czy kogoś z nas to dziwi? Czyż nie jest to naturalne dla ludzi?

Mojżesz jednak pragnął, aby Chobab pozostał z Izraelem. Jego teść, za Bożym prowadzeniem, okazał się błogosławieństwem dla niego i Izraela. I Chobab spędził z nim i jego ludem tyle czasu, że chciał, aby potomstwo tego, który był dla niego błogosławieństwem, również doświadczyło błogosławieństwa. I czyż nie było to wolą Pana i Jego pobudzeniem, aby Mojżesz wystąpił z tą propozycją? To od Pana wyszła ta sprawa, aby zachować ten ród, z którym połączył się Mojżesz, w którym znalazł schronienie.

Jak zapewne pamiętacie, teść Mojżesza był kapłanem midianickim. I nie był to naród czczący Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba. Chociaż nie mamy tego wprost wskazanego, jednakże postępowanie Raguela zdaje się wskazywać, że świadectwo Mojżesza i dzieło Pana przywiodły go do poznania Sprawcy Wybawienia. Któż troszczyłby się o sprawy ludu obcego Boga, aby im się powodziło? Jednakże kiedy on opuścił obóz Izraela, był już w bardzo podeszłym wieku - Mojżesz był po osiemdziesiątce, a interakcja między nimi wskazuje, że jego teść był jeszcze starszy. W obozie pozostał jego syn, Chobab, i to w nim Bóg postanowił okazać swoją przychylność i łaskę dla tego rodu.

"Pójdź z nami, a dobrze ci będzie u nas, gdyż Pan obiecał, że dobrze się będzie powodzić Izraelowi." "Jeżeli pójdziesz z nami, to my ci się odwzajemnimy dobrami, jakich nam Pan udzieli."

Mojżesz dzieli się z nim obietnicami danymi przez Boga i wskazuje, że mimo, iż nie należy do Izraela, będzie w nich miał udział, gdy ruszy z ludem Pana, w posłuszeństwie Bożym nakazom. Mojżesz zna Boga i wie o tym, jak daleko sięgają Jego obietnice błogosławieństwa i jak wielka jest Jego łaska i dobroć. Jeśli się zastanowimy nad jego słowami, widzimy znacznie więcej niż obietnicę znalezienia spokojnej siedziby w ziemi Kananejskiej. Jeśli pójdziesz z nami, dobrze ci będzie, bo Pan obiecał powodzenie Izraelowi. Czy to nie szczególne słowa? Słowa poddające próbie dzieło Boże w człowieku, przemianę dokonaną w jego sercu?

Czy Prawo nadane Izraelowi nie wiąże się z karceniem i karą za nieprzestrzeganie Jego wymogów? Czy obietnice dane Izraelowi nie wiążą się z wiarą, posłuszeństwem w pierwszym rzędzie miłością do Boga?

Mojżesz nie mówi jedynie: choć z nami, a będzie ci się powodziło. Mojżesz mówi do Chobaba: choć z nami, jeśli ufasz i polegasz na słowie Boga, który przemawiał do tego ludu, który oto dał obłokiem znad przybytku znak, aby ruszyć ku wypełnieniu Jego obietnic.

Mojżesz pragnie największego dobra dla tego, przez którego ród i osobę, Bóg błogosławił jemu i jego ludowi. Stąd słowa zachęty, sugestia, by Chobab ruszył z nimi, bo jest użytecznym członkiem społeczności i ma podstawy do tego, aby ufać na dotarcie do miejsca obietnicy.

Słowa: „Nie opuszczaj nas, gdyż wiesz, gdzie moglibyśmy obozować na pustyni i możesz być dla nas przewodnikiem".

Nie mają służyć wskazaniu nam, że Izrael potrzebował oto kogoś, kto im pomoże w podróży, znajdzie odpowiednie miejsce, uratuje przed kłopotami. Po pustyni wędrowały setki tysięcy ludzi! Nie kilku pasterzy z tysiącem owiec. Nie dziesięciotysięczna armią. Ale ponad milion osób z dobytkiem i zwierzętami. Chobab mógł być użytecznym członkiem społeczności, udzielić innym tego, w co Pan go wyposażył. Ale to nie on gwarantował bezpieczeństwo Izraela i zapewnienie im potrzebnego zaopatrzenia i miejsca w drodze.

„Potem wyruszyli od góry Pańskiej na odległość trzech dni drogi. A Skrzynia Przymierza Pańskiego w ciągu tych trzech dni szła przed nimi, aby upatrzyć dla nich miejsce odpoczynku."

To Pan ich prowadził i wskazywał miejsce. Nie Chobab. Miał być użytecznym członkiem ludu, w tym obszarze, który wyznaczył mu Pan. Jednakże jego posłuszeństwo i zajęcie wskazanego mu w Bożym planie miejsca, było potwierdzeniem jego zaufania do Boga Izraela i wiary w wypełnienie obietnicy Wszechmocnego.

W Księdze Sędziów znajdujemy wskazanie, że Chobab pozostał z ludem Pana. Jego potomkowie wędrują tam i mieszkają z plemieniem Judy. Mają też udział w zgubie Sysery wroga Izraela. I odmiennie od swoich pobratymców, Midianitów, nie walczą z Izraelem, nie próbują przywieść go do upadku przez cudzołóstwo z innymi bogami i nie mają udziału w wzywaniu Balaama syna Beora, by ten przeklął Izraela.

Wracając jednak do samego Chobaba i jego interakcji z Mojżeszem, gdy powiedział: „Nie pójdę, ale wrócę do mojej ziemi i do moich krewnych."

Wskazywałem, że jest to typowa ludzka reakcja. Mojżesz jednak nie ustąpił będąc blisko Boga i szukając wybawienia tych, ku którym Pan go prowadził. Postawił na poddanie próbie Chobaba, dotknięcie jego serca i wypróbowaniu, czy Bóg napełnił je miłością do siebie i swoich dzieł. Mojżesz nie chciał, aby z Izraelem wędrował kolejny człowiek, który jak wielu będzie się oglądał za przeszłością, cielesnym światem, czosnkiem i cebulą. Pragnął, aby obok niego wędrował ktoś, kto patrzy na obietnice Boże i ufa Temu, który je złożył.

Czy nie podobne wyzwanie stawia Bóg przed każdym z tych, którzy przyłączają się do Jego Syna? Do Jego ludu? Czy nie mówi im:

„Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim." (Łukasza 14:26)

I jak czytamy: „Powiedział też inny: Pójdę za tobą, Panie, pierwej jednak pozwól mi pożegnać się z tymi, którzy są w domu moim. A Jezus rzekł do niego: Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego." (Łukasza 9:61-62)

Tak, Izrael był utrzymywany prze Pana jako naród, podczas jego wędrówki i w całym jego istnieniu, aby wypełniło się wszystko co zamierzył i co postanowił. Wbrew ich grzechom, upadkom, buntom On zachował i zachowuje ten naród pomimo tego, że tak wielu z nich nigdy Go nie poznało i nigdy Mu nie służyło.

Nie tak się ma jednak sprawa z ludem Bożym. Nie znajdujemy swojego miejsca wśród Bożych dzieci przez fizyczne poczęcie z określonego rodu ludzkiego. W domu Bożym pozostają zrodzeni z Ducha Świętego. Pośród Kościoła ludzie pozbawieni wiary i posłuszeństwa Panu nie są zachowywani, aby wypełniła się obietnica dana ich przodkom, ponieważ naszym jedynym przodkiem jest On sam. To On jest naszym Ojcem. Dlatego ten, który nie jest Jego dzieckiem nie jest motywowany do pozostania pośród społeczności ludu Bożego. Nie jest Bożym zamysłem kogokolwiek podstępem, oszustwem lub siłą utrzymywać pośród swoich dzieci. On zmienia serce człowieka, jego naturę i wzbudza w nim miłość do Tego, którego uprzednio nienawidził. Wzbudza w nim miłość do Prawa, które kwestionował i wyśmiewał. Wzbudza podziw i wdzięczność wobec dzieła krzyża, którym wcześniej gardził i z którego się naśmiewał.

Jezus nie łagodził swojego przesłania i swoich wymogów wobec kogokolwiek. Jeśli to nie ojciec sprowadził go do Chrystusa, jeśli w jego serce nie została wlana miłość, a w jego umysł świadomość winy przed Bogiem i potrzeby tego, jedynego Wybawiciela, Jezus nie miał dla takiej osoby ratunkowego planu "B". Kiedy wskazał jasno Kto i dlaczego trafia do Niego, większość jego uczniów przestała z nim chodzić. Ta droga, którą masz za nim ruszyć, wymaga całkowitego zaufania Jemu i Jego obietnicy. Jeśli twoje doczesne życie przeważa. Jeśli twoja praca, koledzy, rodzina, cokolwiek, jest ważniejsze, jeśli oglądasz się za tymi rzeczami i tęsknota za nimi jest ci milsza od Jego osoby, nie nadajesz się do Królestwa. To nie jest chwila słabości, jak u Chobaba. Gdy pomyślał, że wykonał swoją część i pora wrócić do zwykłego życia, tej stabilizacji i równowagi, którą kiedyś żył. Serce znające i kochające Boga. Dusza pełna wdzięczności za dzieło Syna. Myśli kierowane i kształtowane mocą Ducha. To wszystko pozwala nam spojrzeć na dzieło Pana, na jego Słowo i ruszyć dalej z Jego ludem aż po Ziemię Obiecaną. Aż po miejsce u boku Chrystusa Bożego na wieki.

Głoszenie i nauczanie w społeczności prawdy o świętości i sądzie, o Jezusie, który wskazuje na jednoznaczna różnicę między życiem i śmiercią, Jego Królestwem, a królestwem ciemności, wybawieniem i potępieniem, czystością i grzechem, służą temu, aby dzieci Boże wzrastały w podobieństwie do Syna Bożego, w naśladowaniu Go, ale dla dzieci grzechu i diabła musi to stać się nie do zniesienia. Świadectwo Słowa o Chrystusie i życia w Nim musi doprowadzić do sprzeciwu i buntu tych, którzy Go nie znają, do Niego nie należą.

Jak pisał nasz brat, Jan: „Piszę wam, dzieci, gdyż odpuszczone są wam grzechy dla imienia jego. Piszę wam, ojcowie, gdyż znacie tego, który jest od początku. Piszę wam, młodzieńcy, gdyż zwyciężyliście złego. Napisałem wam, dzieci, gdyż znacie Ojca. Napisałem wam, ojcowie, gdyż znacie tego, który jest od początku. Napisałem wam, młodzieńcy, gdyż jesteście mocni i Słowo Boże mieszka w was, i zwyciężyliście złego. Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca." (Jan 2:12-15)

Oto rzeczy, które dotyczą ludu Bożego, zbawionych przez ofiarę Chrystusa. Nie może zatem być w was miłości do świata, bo miłość do świata wskazuje, że nie jesteście dziećmi Bożymi, nie znacie miłości Ojca. Dla Dzieci Bożych to motywacja do badania własnego serca, wołania do Ojca o moc ku uświęceniu i podjęcia wysiłku, zmagania, walki, aby być coraz bardziej podobnym do Jezusa, naszego Pana.

Jednak dla tych, których serce nadal kocha świat, którzy znaleźli się pośród nas, ale nie przez zrodzenie z Ducha, ale jedynie ludzkie relacje, ludzkie pragnienia, ludzkie usiłowania, dla nich są to oskarżenia, których nie znoszą. Oskarżenia, które obrażają. Oskarżenia, które osądzają. Na które się nie godzą.

Dlatego Jan wskazuje: „Wyszli spośród nas, lecz nie byli z nas. Gdyby bowiem byli z nas, byliby pozostali z nami. Lecz miało się okazać, że nie wszyscy są z nas."

Jeśli serce człowieka jest w świecie, podąża za światem, nawet przebywanie pośród wierzących, naśladowanie ich, kończenia szkół teologicznych czy pastorskich, nic nie zmienia. Bez miłości do Boga i Jego Prawa, Jego dzieła, Jego woli, nie do zniesienia jest świadectwo Jego Słowa. Jeśli nie mogą przejąć kontroli nad społecznością, dążą do jej podzielenia, aby oddzielić dla siebie część tych, którymi będą kierować, kształtując głoszone słowo tak, aby mogli budować swoją pychę i zaspokajać pożądliwości. A jeśli nie uda im się podzieli społeczności, odchodzą sami, oczerniając i oskarżając wszystkich, o których i wiedzą, że trzymają się prawdy Ewangelii i świętości życia w podążaniu za Chrystusem.

Niech jednak dla nas wszystkie te słowa i próba, której poddają czystość naszych motywacji, myśli, czynów, serca, pozostaną zachętą i obietnicą pokoju i odpocznienia, gdy wytrwamy dzięki Jego mocy do dnia nawiedzenia. Niechaj prowadzi nas wiara w Tego, który dał obietnicę i przekonanie o błogosławieństwie, które nas oczekuje, o dziedzictwie, które jest dla nas przygotowane. Tak abyśmy nawet jeśli przyjdzie chwila zawahania, jak u Chobaba, wyruszyli z Bożym Ludem w drogę ku obiecanemu celowi, ku spotkaniu z Tym, który jest największa nagrodą i radością dla każdego dziecka Bożego. - ku Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu i Wybawicielowi.

Amen.

Transkrypcja kazania wygłoszonego przez br. Tomasza Kościstego