poniedziałek, sierpnia 14, 2023

Jezus Chrystus, moja (i twoja) jedyna potrzeba

 Potrzebuję:

- aby mąż więcej czasu spędzał ze mną,

- aby żona była bardziej skupiona na moich potrzebach

- przyjaciela, aby poświęcił mi więcej czasu

- potrzebuję: żony, męża, dzieci, nowej pracy itd.

- potrzebuję większego poczucia sensu w życiu,

- potrzebuję ładniejszego ciała,

- potrzebuję …. Każdy z nas może tutaj wstawić coś, o czym myśli.

Wpisz tutaj cokolwiek. Każdy z nas ma swoje „potrzeby”. No właśnie, czy jednak dokonujemy właściwej oceny? Gdzie jest linia rozgraniczająca „potrzebuję”, a „pragnę”? Pragnienia to rzeczy, których bardzo często nie potrzebujemy, w przeciwieństwie do „potrzeb”, które są nam niezbędne do właściwego funkcjonowania.

Jednym z najważniejszych odkryć w Słowie Bożym było dla mnie uzmysłowienie sobie, że Bóg obiecuje zaspokoić wszelką moją potrzebę (Flp 4:19), a nie pragnienie. Uświadomiłem sobie tę prawdę w najbardziej krytycznym momencie swojego życia. Z jednej strony wniosła ona ze sobą obawę, bo wiedziałem czego tak bardzo „pragnę” i nie miałem żadnej gwarancji, że Ojciec odpowie na moją modlitwę. A z drugiej strony mogłem odpocząć w świadomości, że moje rzeczywiste potrzeby zostaną w pełni zaspokojone przez Boga.

Z pewnością nasza Instagramowo-facebookowa rzeczywistość nie ułatwia nam właściwej oceny naszych „potrzeb”. Tak naprawdę konsumpcjonizm całkowicie zdekonstruował nasze życie w wielu obszarach. Nasze „pragnienia” nazywamy „potrzebami”, a następnie za wszelką cenę dążymy do ich urzeczywistnienia. Niezależnie od ceny jaką trzeba za to zapłacić. Niezależnie od szkody, którą ponosimy na własnej duszy.

W Ewangelii Łukasza 10:38-42 czytamy następującą historię: „ A gdy szli, wszedł do jednej wsi. Tam pewna kobieta, imieniem Marta, przyjęła go do swego domu. Miała ona siostrę, zwaną Marią, która usiadła u nóg Jezusa i słuchała jego słów. Ale Marta krzątała się koło rozmaitych posług, a podszedłszy, powiedziała: Panie, czy nie obchodzi cię, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, aby mi pomogła. A Jezus jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i martwisz o wiele spraw; Ale jedno jest potrzebne. Maria wybrała dobrą cząstkę, która nie będzie jej odebrana”.

Marta „krzątała się wokół rozmaitych posług”. Widząc jej zaangażowanie i zaabsorbowanie rozmaitymi rzeczami, które miały służyć Jezusowi i innym ludziom, możemy przewidywać słowa pochwały, które PAN skieruje do swojej wiernej córki. Jednakże w jej postawie możemy zobaczyć pewien obraz niepokoju, który urzeczywistnia się w słowach, które skierowała Marta do Jezusa: „Panie, czy nie obchodzi cię, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu?”. Całe to oddanie służbie sprawiło, że Marta zaczęła kwestionować troskę Jezusa. To tak jakby powiedziała: „Gdyby naprawdę Ci na mnie zależało, poleciłbyś mojej siostrze, aby mi pomogła”.

W chwilach niepokoju, strachu, lęku, obaw, jako ludzie mamy skłonność do formułowania najróżniejszych, bardzo często niedopuszczalnych wniosków dotyczących Chrystusa. W czasie sztormu uczniowie obudzili Jezusa i mówili: „Nauczycielu, nie obchodzi cię, że giniemy?” (Mk 4:38). Strach czyni nas głupcami. Na podstawie zewnętrznych okoliczności często możemy sformułować stwierdzenia, które nie tylko obrazują słabość naszej wiary, ale tak naprawdę kwestionują samą istotę i charakter Boga.

Marta dalej mówi do Jezusa: „Powiedz jej, aby mi pomogła”. Niesamowite, prawda? Zwróciłeś kiedyś na to uwagę? Marta mówi Panu Jezusowi co On powinien zrobić! Z pewnością nazywanie kogoś „Panem”, a następnie mówienie Mu co powinien zrobić, odzwierciedla głębię jej rozpaczliwego stanu wewnętrznego, który może na zewnątrz wydawał się tak właściwy (pochłonięta była przecież służbą dla Chrystusa), ale w środku był pełen niepokoju i chaosu.

Kiedy ostatni raz w chwilach wzburzenia emocjonalnego, niepokoju czy strachu wypowiedziałeś słowa, których bardzo szybko żałowałeś?

„A Jezus jej odpowiedział: Marto, Marto…”. W ostatnich dniach ktoś zapytał mnie, za co najbardziej cenię Chrystusa. Moją automatyczną odpowiedzią było: miłosierdzie, litość, współczucie. To właśnie widzę w słowach, które Pan skierował do Marty. Nie widać tam rozczarowania jej osobą, czy też próby sprowadzenia jej z powrotem do roli sługi, którego jedynym celem jest egzystować dla dobra swojego pana. Nie. Widać tam miłość, troskę i łaskę. Z czułością Chrystus obnaża jej grzech dosłownie mówiąc: „Marto, Marto niepokoisz się (jesteś zatroskana, zaniepokojona) o wiele”. A co z Marią? „Maria wybrała dobrą cząstkę, która nie będzie jej odebrana”. Siedzenie u stóp Jezusa jest wizualnym przedstawieniem wiary, uwielbienia i uległości (7:38;8:35,41;17:16). Słuchanie słów Chrystusa definiuje prawdziwych uczniów (6:47; 8:15.21; 9:35; 11:28; por. J 10:27; Hbr 1:1-2). 

Oczywiście przykład Mari nie mówi nam o tym, że mamy poświęcić cały dzień na czytanie Biblii i modlitwę, zaniedbując przy tym inne obowiązki, które są w naszym życiu. Uczniostwo wymaga właściwego rozłożenia akcentów i priorytetów, które definiują to, w co na poziomie intelektualnym przyjmujemy jako naszą wiarę.

Z przykładu Marii uczymy się, że:

Społeczność z Chrystusem jest „jedyną rzeczą”, której najbardziej potrzebujemy. Gdy jesteśmy zasmuceni, zmartwieni, przerażeni, zaniepokojeni, pełni gniewu, smutku itd., to czego najbardziej potrzebujemy to sam Jezus. I odwrotnie, kiedy wydaje ci się, że potrzebujesz czegoś innego, aby poradzić sobie ze swoim życiem lub stanem emocjonalnym, to zazwyczaj konsekwencją tego będzie właśnie rozproszenie, niepokój, zmartwienie, zdenerwowanie itd.

Społeczność z Chrystusem jest czymś o wiele „lepszym” aniżeli cokolwiek innego. Marta pozwoliła na to, aby właściwa rzecz – przygotowywanie posiłku dla Jezusa – przysłoniło jej najważniejszy cel – samego Chrystusa.

Społeczność z Chrystusem jest jedyną rzeczą, która nie zostanie nam odebrana. Nikt nie pozbawi nas Chrystusa. Nikt nie utrzyma nas z dala od Niego.

Komentując ten fragment James R. Edwards mówi: „Gościnność jest ważna, ale nie tak ważna jak „słuchanie słów Jezusa”. Ewangelia nadaje priorytet całemu życiu. Dla Marii Ewangelia była najważniejsza i wobec niej wszystkie inne rzeczy były drugorzędne. Prymat Ewangelii decyduje o prawdziwym uczniostwie i to nigdy nie zostanie Marii odebrane”.