piątek, lipca 22, 2022

A co, jeśli stanie się najgorsze?

Zaczęłam się bać. I nie był to taki wszechogarniający strach, który zatrzymuje serce i obejmuje całego ciebie. Było to jakby stale nękające uczucie, stale wracająca myśl o tym, jak przygnębiająco wygląda teraźniejszość i dodatkowo, że nic z tych rzeczy się nie zmieni w przyszłości. Uczucie, które pojawia się, kiedy myślisz o przyszłości i zastanawiasz się – „a co, jeśli stanie się najgorsze?”

A co, jeśli?

Większość swojego życia spędziłam na zadawaniu sobie pytań „a co, jeśli?”. Te pytania mnie niepokoją, niszczą mój spokój i pozostawiają w niepewności.

Pytania „a co, jeśli” niepokoiły także ludzi, których spotykamy na kartach Biblii. Gdy Bóg oznajmił Mojżeszowi, by poprowadził Izraelitów, Mojżesz spytał Boga: „A co, jeśli nie uwierzą mi?” Sługa Abrahama, który miał przyprowadzić żonę dla jego syna, Izaaka, zapytał Abrahama: „A co, jeśli wybrana przeze mnie kobieta nie zechce wrócić tu ze mną?” Bracia Józefa zastanawiali się: „A co, jeśli Józef stanie się nam niechętny i odpłaci nam za krzywdy, które mu wyrządziliśmy?” Wszyscy oni zastanawiali się, co się wydarzy, gdy okoliczności będą inne, niż zakładali. Zupełnie tak, jak my.

Wszyscy zadajemy sobie pytanie: „A co, jeśli?”. Niektóre z nich odnoszą się do rzeczy mniej istotnych, inne z kolei są bardzo poważne. A co jeśli moje dziecko umrze? A co jeśli zachoruję na raka? A co jeśli moja żona/mój mąż mnie zostawi?

Nieprzyjemna prawda jest taka, że każda z tych rzeczy może się zdarzyć. Nikt nie jest wolny od tragedii i bólu. Nikomu z nas nigdy nie zagwarantowano łatwego życia.  

Rozważałam w swoich myślach tą trzeźwiącą rzeczywistość parę miesięcy temu. Było to wtedy, kiedy przez kilka dni przynosiłam do Boga liczne prośby i pragnienia. Chciałam, by Bóg je spełnił. Ale prześladowało mnie też pytanie, o którym bałam się nawet pomyśleć: A co, jeśli moje najgłębsze pragnienia nigdy nie zostaną zaspokojone, a to, czego nie chcę, stanie się prawdą?

Czy Bóg mi wystarczy?

Gdy tak siedziałam, zagłębiając się w lekturę Biblii, zostałam postawiona przed pytaniami, z którymi zmagałam się od dawna. „Czy Bóg mi wystarczy? Czy będzie dla mnie wszystkim nawet wtedy, gdy moje najgłębsze obawy się spełnią?” Za każdym razem, gdy te pytania pojawiały się w mojej głowie wcześniej, odpychałam je do siebie. Ale teraz wiedziałam, że muszę się z nimi zmierzyć.

Zastanawiałam się: Co jeśli moje zdrowie się pogorszy i wyląduję w szpitalu, czy Bóg będzie mi wystarczał? Co jeśli moje dzieci się zbuntują i nigdy nie będą chodziły blisko z Bogiem, czy Bóg będzie mi wystarczał? Co jeśli nigdy nie wyjdę ponownie za mąż i nigdy nie poczuję tego, co to znaczy być kochaną przez mężczyznę, czy Bóg będzie mi wystarczał? Co jeśli moja służba w Kościele nie będzie skuteczna i nigdy nie zobaczę jej owocu, czy Bóg będzie mi wystarczał? Co jeśli moje cierpienie będzie się przedłużać i nigdy nie zobaczę w nim sensu, czy Bóg będzie mi wystarczał? Chciałabym móc z automatu odpowiedzieć: „Tak, oczywiście, że Bóg będzie mi wystarczał.” A jednak miałabym z tym problem, to nie jest takie proste. Nie chciałam rezygnować ze swoich marzeń, nie chciałam poddawać Bogu tego, co było mi bliskie, rezygnować z tego, do czego czułam się uprawniona.

Spojrzałam wstecz na moją jednostronną niepisaną umowę z Bogiem, w której obiecałam robić to, co do mnie należy, jeśli On spełni moje pragnienia. Niechętnie przyznać musiałam, że po części moje pragnienie bycia wierną Bogu było zakorzenione w oczekiwaniu jakiejś odpłaty. Czyż Bóg nie był mi czegoś winien?

Z oporami, ale otworzyłam moje ręce, przepełnione marzeniami, i poddałam je Bogu. Nie chciałam kochać Boga za to, co może dla mnie zrobić. Chciałam kochać Boga za to, kim jest. Uwielbiać Go, bo jest godny uwielbiania Go.

Boża obecność przepełniła mnie, gdy porzuciłam swoje oczekiwania. Bóg przypomniał mi, że posiadam już coś cenniejszego niż gdybym posiadała pewność, że moje najgorsze „a co, jeśli?” nigdy się nie spełnią. Posiadałam zapewnienie, że nawet jeśli się spełnią, to On będzie ze mną po środku nich. To On będzie mnie przez nie niósł. To On będzie mnie w nich pocieszał. To On będzie się o mnie troszczył. Bóg nie obiecuje nam życia pozbawionego kłopotów. Ale obiecuje nam, że będzie z nami pośród naszych zmartwień.

Nawet jeśli

Szadrak, Meszak i Abed-Nego nie mieli gwarancji, że Bóg ich wyratuje. I chwilę przed tym, gdy król Nebukadnesar wrzucił ich do ognistego pieca, dali mu odpowiedź, w której znajdowały się jedne z najbardziej odważnych słów jakie kiedykolwiek zostały wypowiedziane:

„Jeśli nasz Bóg, któremu służymy, może nas wyratować z rozpalonego pieca i z twoje ręki, o królu, to nas wyrwie. A jeśli nawet nie – to niech ci będzie wiadome, o królu, że twoich bogów nie czcimy…” (Dn 3:17-18).

Nawet jeśli.

Nawet jeśli wydarzy się najgorsze, Boża łaska będzie wystarczająca.

Tych trzech młodych mężczyzn stanęło oko w oko z ogniem, ponieważ wiedzieli, że cokolwiek się wydarzy, to będzie to dla ich ostatecznego szczęścia i dla Bożej chwały. Nie pytali – a co, jeśli stanie się to najgorsze. Wystarczało im widzieć, że „nawet jeśli” stanie się to najgorsze, Bóg będzie z nimi w tym.

Nawet jeśli.

Te dwa słowa pozbawiły mój strach życia.

Zastąpienie pytania “a co, jeśli?” słowami „nawet jeśli” jest jedną z najbardziej uwalniających zmian, jakich możemy dokonać. Zamianą naszych obaw związanych z niepewną przyszłością na pełną miłości pewność niezmiennego Boga.

Widzimy, że nawet jeśli stanie się najgorsze, to Bóg przeprowadzi nas przez to. Bóg będzie wciąż dobry. I nigdy nas nie zostawi samych.

Prorok Habakuk pokazuje tę zamianę w cudowny sposób. Mimo próśb kierowanych do Boga, by uratował swój lud, Habakuk kończy swoją księgę takimi słowami:

Nawet jeśli nie zakwitną figowce, a winorośl straci swój plon,

Nawet jeśli zabraknie na drzewach oliwek i nadziei na chleb z plonów pól,

Nawet jeśli w zagrodach wybito by owce, a obory opustoszałyby z krów –

Nawet wtedy

Ja będę radował się w PANU,

cieszył Bogiem mojego zbawienia. (Hab 3:17-18)

Amen.

Vaneetha Rendall Risner